Pojawiły sie, wreszcie !, rozmowy o doktrynie. Jest w nich niepewność, czy w ogóle jest jakaś doktryna ? Jednak, chyba, doktryna jest zawsze, nawet jej nieuświadomienie, czy nieformułowanie, też jest doktryną. Słabą oczywiście, może nawet szkodliwą. Dawne -- Rzeczpospolita nierządem stoi -- była taką, złą doktryną. Albo ‘złota wolność’, która nie wiedziała czemu służy i przerodziła sie w anarchię. Jakąś próbą sformułowania doktryny była, prawdopodobnie, Solidarność.
Albo przemówienie JP II w UNESCO. Po odnowie 89-tego, funkcjonowała, głównie, doktryna tych pzperczyków, co sie do III RP prześliznęli umowami okrągłego stołu, a którzy nie mogli przyjąć doktryny opartej na jakichś polskich tradycjach i polskich celach. Nie mogąc być Polakami, jak i wobec bankructwa doktryny rewolucji swiatowej, musieli przyjąć optykę ‘europejską’, doktrynę stopniowego likwidowania polskości i rozpłynięcia się w Europie, ku ‘postępowi’. Tak, aby sobie zapewnić miejsce wygodne i na szczycie. Przeprowadzane reformy polityczne, propaganda, manipulacja, socjotechnika i likwidacja gospodarki polskiej temu właśnie służyły.
Ale dużej czesci Polakow taka doktryna nie odpowiada. Nie mając dostępu do głosu mainstreamu, słyszalni byli tylko w niszowych radiach, gazetkach, spotkaniach klubowych i przykościelnych, czy marszach, gdzie mówili o swojej tradycji i swojej historii. Wielkim przełomem dla nich była katrastrofa smolenska. Stala sie ona proteza, czy atrapa, czy substytutem polskiej, niewyartykułowanej doktryny.
Doktryny nie można łatwo wymyśleć i narzucić, bo ona powinna być owocem konsensusu. Ale nie mozna uzyskac konsensusu bez
spolecznego dialogu i formułowania propozycji. Czyli trzeba o doktrynie rozmawiać, aby się urodziła. Trzeba zgłaszać propozycje, aby któraś stała sie funkcjonującym mechanizmem . I trzeba czynu, bo czyn jest poteznym argumentem w spolecznym dialogu.
I Dmowski i Piłsudski formułowali propozycje i dokonywali czynow.
Doktryna musi być, prawdopodobnie, umocowana na kilku poziomach.
Powinna kreślić przyczyny, powody i cele, definiować uczestników, i, jeśli to możliwe, wskazywać sposoby i plany.
Pierwszy to poziomegzystencjalny.
Polska nie może być państwem dwuklasowym, czyli krajem uprzywilejowanej nomenklatury i wyzyskiwanej reszty. Republika musi dbać o wszystkich, gdzie ci, co mają więcej i potrafią więcej, służą tym, co urodzili się z mniej i z mniejszymi zdolnosciami. Trochę tak jak w dobrej rodzinie. Czyli doktryna polska musi proponować taką równość i sprawiedliwość, jaka wynika z polskiej tradycji republikanskiej i z cywilizacji chrzescijanskiej, europejskiej. W Rzeczypospolitej każdy, kto podejmuje pracę i uczciwy wysiłek, musi móc utrzymać siebie i rodzinę i wieść godne życie.
Drugi poziom to relacje społeczne i polityka. Działalność ludzi nie powinna ograniczać się tylko do zaspokojenia potrzeb egzystencjalnych, lecz być też, i może przede wszystkim, źródłem satysfakcji z tworzenia, szeroko pojętej, kultury. I partycypacji w życiu wspólnym. Zdolności ludzkie są nierówne, ale przy odpowiednich mechanizmach i relacjach społecznych w tworzeniu i korzystaniu z kultury, mogą i powinni korzystać z niej wszyscy. Można się tu odwołać do tradycji Solidarności.
Za kulturę i jej tworzenie trzeba zapłacić, a więc i z tego powodu Polacy powinni mieć możliwość dobrze pracować i dobrze zarabiać. Innowacyjnie, twórczo, bo tylko taka praca zapewnia rezultaty i poziom życia adekwatny do naszego położenia i aspiracji.
Tu dochodzimy do aktualnej polityki, bo z tych możliwości zostali Polacy obrabowani przez państwo,
wcześniej komunistyczne, a teraz kleptokratyczne. Jest więc problem zdobycia władzy i odsunięcia establishmentu panującej nad nami nomenklatury, a następnie zmiany ustroju. I tym tez doktryna, w jakiś sposób, musi się zająć.
Są w Polsce żywe, w jakiejś mierze, polityczne doktryny Piłsudskiego i Dmowskiego. Doktryny federacyjna i inkorporacyjna. Mówi się tez o koncepcji Jagiellońskiej i Piastowskiej. Minęło sto lat, i ich zastosowanie nie jest praktycznie stwierdzone, a funkcjonują one w obszarze antropologicznie podstawowym, czyli na poziomie emocji. Czyli trzeba i wobec nich zająć stanowisko, głownie na płaszczyźnie politycznej. Odnośne pytanie jest o warunki konieczne i wystarczające dla polskiego istnienia w tym miejscu i czasie. Mówiąc Dmowskim jest to pytanie o polską siłę. Czy uda sie przekonać sąsiadów do idei federacji ‘międzymorza’ ? Czy tez trzeba zacząć od budowy własnej siły wpierw. Dla samej siły i dla uczynienia Polski atrakcyjnym podmiotem dla następnych koncepcji.
Trzeci poziom to konstatacja skąd sie wszystko, czyli świat, Europa, Polska, my, wzięło i do czego dąży. To poziom, który można nazwać, umownie, duchowym. To wiara, że stworzeni zostaliśmy przez transcendentna Przyczynę i tam dążymy, powołani do wielkości, pewną określoną drogą. I że inne drogi nie są warte naszego wysiłku. Że dążymy do Tego, który definiuje transcendentne prawdę, piękno, dobro i harmonie, i idziemy drogą poszukiwania tych wartości w naszym działaniu. To znów nawiązanie do spuscizny europejskiej cywilizacji chrzescijanskiej, i do polskiej tradycji.
Ten obszar rozumienia wzbudzi sprzeciw tych, ktorzy wierza w niestabilne rozwiązania równań Einsteina. Sprzeciw tych, którzy wierzą w kosmos bez poczatku i konca, bez przyczyny, a więc i bez celu. Wszechświat bez stałych wartości, a więc tylko z doraźną przyjemnością, emocją, satysfakcją, jako sensem, i z przemocą jako ostatecznym arbitrem rozstrzygania różnic. Dla tych trzeba znaleźć wymiar tolerancji i miłosierdzia.
http://www.disf.org/en/documentation/12-800602_unesco.asp
http://laboratorium.wiez.pl/teksty-korepetycje.php?przyszlosc_czlowieka_zalezy_od_kultury_przemowieni&p=1